niedziela, 5 stycznia 2014

Witam wszystkich, chciałabym ze smutkiem ogłosić wstrzymanie bloga z mojej strony. Jest to spowodowane problemami i brakiem czasu. Może kiedyś wznowie, zależy czy wszystko mi się poukłada czy nie. Dziękuje wszystkich którzy czytali moje wypociny :) Z tego co wiem to druga blogerka będzie pisała i zachęcam do czytania :) / Blackbirds

środa, 25 grudnia 2013

Frerard III

   Hej? Głupio tak trochę. Tak troszkę dawno mnie tu nie było.. Najpierw dużo zajęć na wakacje, potem parę problemów, nowa szkoła, jeszcze więcej problemów i tak jakoś wyszło. Rozdział chyba dłuższy niż dwa poprzednie, też jakoś tak wyszło. Będę częściej! Jeżeli mi się uda to do końca tego roku dodam shota! :3 Nie będę przedłużała, pozdrowienia dla mojej kochanej bety - Chroma, zostawiłaś dwa błędy! ^^ ~Qń

Gerarda bardzo zaskoczyło milczenie między nim, a Frankiem. Minęło dobre 5 minut zanim zorientował się, że chłopak wyszedł już z łazienki i leży w łóżku, szczelnie przykryty kołdrą. Kiedy to odkrył, bezszelestnie wstał z ziemi, telefon schował do tylnej kieszeni i poszedł do łazienki. Znał ją bardzo dobrze. Regularnie spał w Żelaznej gdy nie miał siły albo ochoty na powrót do internatu. 
   Nie bawił się w spokojną kąpiel w wannie. Nie tym razem. Za bardzo kusiła go myśl o Franku leżącym obok. Gorąca woda działała na jego ciało kojąco. Mocny strumień rozbijał się o ramiona. Stał jakieś 10 minut grzejąc się wodą i myślał. Myślał o tym wszystkim co go tego dnia spotkało. Po prostu odpłynął. Wszystkie jego myśli kierowały się w stronę Iero. Włosów, oczu, głosu, dłoni, nóg, brzucha chłopaka. Marzył o zdobyciu go. W końcu miał okazję. Tylko czy było to warte? Wiedział, że Frank nawet go polubił, jego chęć na niego mogła to uczucie zniszczyć... 
 *** 
   Powietrze okazało się chłodniejsze niż sądził. Przeszły go drgawki z powodu zimna. Najgorsze okazało się to, że przez przypadek wrzucił swoje bokserki do kibla. Nie wycelował na haczyk... Chłopak postanowił zaryzykować. Postanowił spać nago. W jego życiu bywało gorzej. W najgorszym przypadku Frank mógł odkryć, że Gerard nie ma nic na sobie i trochę się przestraszyć. Teoretycznie. 
   Szybko wytarł się wiszącym ręcznikiem, owinął się w pasie i spojrzał w lustro. Jego grzywka była w nieładzie. Ukrywała prawe, zielone oko. Policzki miał jeszcze rumiane po gorącej kąpieli. Uświadomił sobie jaka noc go czeka. Czy raczej z kim. Uśmiechnął się na samą myśl. Nie umiał dłużej się powstrzymywać. Nie chciał, ale musiał. 
   Chwilę później już był suchy i mniej więcej ogarnięty. Chwycił ciemną klamkę w drzwiach, nacisnął i delikatnie pchnął przed siebie. Zza czarnej zasłony widział zarys ciała Franka. Był odwrócony tyłem do niego. Pokój oświetlało jedynie światło z łazienki. Zgasił je. Zapadła ciemność. Po omacku podszedł do fotelu stojącego na przeciwko toalety i położył na nim ubrania. Odblokował telefon, oświetlał sobie nim drogę do łóżka.Odgarnął zasłonę. Frank był szczelnie przykryty dużą częścią kołdry. Nie chciał go budzić. Odwrócił się i podszedł do szafy. Zawsze leżał w niej koc. Od razu położył się obok Iero. Przykrył się i odwrócił plecami do niego. 
   Wrócił myślami do wieczoru. Dalej nie mógł uwierzyć w całą sytuację. Miał wielką ochotę na przytulenie chłopaka. Leżał dobre pięć minut powstrzymując swoje myśli.
    Zadzwonił telefon. Ride the Lightning Metallicy - jego młodszy brat Mikey. Sięgnął pod poduszkę i wyciągnął komórkę. 
-Czego? - zapytał ściszonym, ale podniesionym głosem. 
- Miłe przywitanie. Chciałem pożyczyć od Ciebie kasę. Jesteś w internacie? - głos Mikey'a budził w nim wspomnienia w miarę szczęśliwego życia. Stęsknił się za nim.
- Nie ma mnie. Jutro będę. Wieczorem. A teraz dobranoc. - Ledwo powstrzymując łzy po prostu się rozłączył. Schował znowu telefon, objął rękoma i schował twarz w kocu. 
- Gerard? Coś się stało? - Przeszedł go przyjemny dreszcz. Głos Franka działał na niego uspokajająco. 
- Nic takiego, śpij już. 
- Czy ty leżysz pod samym kocem? Sorry Gee.. Przykryj się też kołdrą, jeszcze zachorujesz. Wystarczy dla nas dwóch! - Głos chłopaka nasycony był smutkiem i wstydem. Żałował wzięcia całej kołdry. To zachęciło Gerarda do położenia się bliżej niego. 
   Odłożył koc na ziemię i przesunął się bliżej środka. Przykrywając się swoją połową kołdry delikatnie dotknął ciała Franusia. 
- Gee! Ale ty zimny jesteś! - I znowu poczuł, że głos Iero przesycony był wstydem i smutkiem. Do tego doszło też zdziwienie i przerażenie. 
- To nic takiego. Trochę zimno mi było i tyle. - odwrócił się całym ciałem w stronę kolegi. 
- Pfff! Jasne jasne! - nie zauważył kiedy Frank przytulił się obejmując go rękoma. 
- Nie dam Ci marznąć! 
   Jego uśmiech był cudowny. Czuł ciepło bijące od ciała chłopaka. Jego dotyk rozgrzewał najdalsze zakamarki ciała. Marzył o tym. W ciągu paru godzin spełniły się jego marzenia. Może nie wszystkie, ale i tak spora ich część. 
   Nie minęło 5 minut, a jego towarzysz spał z głową położoną na jego ramieniu. Przyjrzał się jego twarzy. Wyrażała spokój i zadowolenie. Jeszcze 2 dni wcześniej był dla Iero nikim. Wspomnieniem z początku roku. Nigdy wcześniej nie pomyślał, że to się zmieni. Wyciągnął rękę w stronę Frankowych włosów. Były miękkie i przyjemne w dotyku. Nie powstrzymał się. Pochylił głowę nad jego twarzą i delikatnie pocałował go w policzek, palcami przeszedł wzdłuż jego szyi, ramienia i boku do bioder. 
   Franek miał na sobie jedynie spodnie. Niby tak mało, a jak dużo. Naszła go wielka ochota na zdjęcie ich. Na rozebranie chłopaka do naga. No bo czemu nie. Chciał sprawdzić jak bardzo Frank jest ciasny. Chciał móc go całować. Posmakować jego cudownych ust, wędrować dłońmi po rozgrzanym ciele, objąć go w pasie nogami, poczuć go pod sobą. Chciał po prostu mieć Iero dla siebie. 
   W końcu pochylił głowę tak, że ich twarze dzieliły milimetry. Czuł na ustach jego oddech. Do jego nozdrzy docierał też zapach chłopaka. Zmniejszył odległość między nimi do zera i musnął delikatnie jego usta swoimi. Smakowały równie słodko co wyglądały. Znów to zrobił. Tym razem trochę mocniej i dłużej. 
*** 
   Nie pamiętał kiedy zasnął. Było mu wygodnie z głową na ramieniu Gerarda. Tak ciepło i bezpiecznie. Nigdy podczas zwykłego snu nie było mu aż tak dobrze. Obudziły go czyjeś usta. Z początku myślał, że to któraś z dziewczyn przyszła go wyciągnąć z łóżka. Potem jednak przypomniał sobie poprzedni wieczór. Zrozumiał czyje to usta. Trochę go to zaskoczyło ale także bardzo mu się podobało. Przy trzecim pocałunku otworzył oczy. Gee zwrócił na to uwagę. Jego wzrok przepełniło przerażenie i strach, a usta raptownie się zatrzymały. Wtedy odpowiedział na pocałunek, wręcz go pogłębił. Gee smakował wspaniale. Czuł w nim miętę i smak gum truskawkowych. Po paru sekundach Gerard otrząsnął się z przerażenia i zdziwienia. Nie musieli mówić nic. Oboje wiedzieli jak to się skończy. Gee dalej się z nim całując delikatnie obrócił go tak, że znajdował się tuż nad nim. Zdominował go całkowicie. Frank nie miał nic przeciwko temu. Swoje ręce przesunął na jego biodra. I wtedy dostrzegł, że chłopak jest cały nagi. 
- Gerard, gdzie zgubiłeś gacie? - wyszeptał mu śpiewnie do ucha. 
- Bokserki postanowiły sprawdzić temperaturę wody w kiblu, a cooo? - Ostatnie słowo Zielonooki prawie mu wymruczał. 
- A nic, zapomniałem już jaki bywasz seksowny. - mówiąc to zaczął wędrować dłonią po jego brzuchu i piersi. 
- Ja seksowny? Chyba jednak alkohol szybko na Ciebie działa! - mówiąc to, Gee szeroko uśmiechnął się w jego kierunku. 
- Chciałbyś! Na moje szczęście tak nie jest! - Po tych słowach delikatnie uderzył Gerarda w głowę. - A to za obrażanie siebie w mojej obecności!
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale to jestem tutaj od wymierzania kar! 
- Niby co możesz zrobić człowiekowi o takich oczach jak ja? - Wyzywająco wystawił do niego język co tylko zachęciło Waya do kontrreakcji. 
- To! - Frank poczuł jak dłonie drugiego chłopaka delikatnie zaciskają się na jego biodrach, a usta zaczynają składać delikatne pocałunki na szyi. Z jego ust wypłynęło mruknięcie aprobaty dla czynów kochanka. Każde zetknięcie się ich ciał sprawiało mu wszechogarniającą przyjemność. Język Waya stał się najwspanialszą rzeczą na świecie. Nie myśląc sięgnął rękoma do jego nóg, a konkretniej do krocza. 
   Czuł pod palcami, że męskość chłopaka nabrała znacznej wielkości. Zaczął jeździć po niej w tą i z powrotem. Z ust Gerarda wydobyło się ciche westchnienie. Jak to na niego przystało, właśnie w takiej chwili Franka musiało dopaść nurtujące go pytanie. 
- Tak właściwie Gee.. Kto to dzwonił? - nie wytrzymał z ciekawości i w końcu zapytał przerywając chłopakowi obdarowywanie go kolejnymi całusami w obojczyki. Miał szczerą nadzieję, że Zielonooki znajdzie inny sposób na dostarczenie mu przyjemności. 
- Hmm... Mój młodszy brat, Mikey. 
- Masz brata?! 
-Tak. - zauważył, że temat rodziny zepsuł mu humor. 
- Co od Ciebie chciał o tej godzinie? 
- Książkę piszesz, Franiuuu? - jego głos zabrzmiał łagodnie ale stanowczo. 
- Tak! Skąd wiedziałeś?! - Udał zdziwienie w głosie i zaczepnie pocałował go w nos. 
- Ehh.. Niech Ci będzie. Chciał pożyczyć kasę. - Na ustach chłopaka pojawił się na sekundę smutek. A może zirytowanie. Iero nie był pewien. 
- Na co? - Postanowił drążyć temat jak długo będzie się umiał. Bardzo to wszystko go zaciekawiło. 
- A jaki tytuł będzie miała ta książka? 
- Co kupuje Mikey, brat człowieka o cud ustach! - Gerard parsknął ze śmiechu i z poddaniem w oczach pokręcił głową. 
- Uparty jesteś, wiesz? - Nie dał mu odpowiedzieć, bo usta zajął mu pocałunkiem. Całował go natarczywie ale i przyjemnie. Raz na jakiś czas lekko nadgryzając jego dolną wargę. Cholernie go to podniecało. Nie wiedział kiedy jego bokserki wylądowały na ziemi. Nie poczuł kiedy Gee je z niego ściągnął. Poczuł za to kiedy chłopak włożył w niego dwa palce. Sprawiało mu to ogromną przyjemność. Wił się pod jego dotykiem. Usta jego kochanka zostawiały malinkę za malinką na jego ciele. Nagle ból ustał. Chwilę później zastąpił go inny, większy. Wydał z siebie cichy krzyk kiedy Gerard w niego wszedł. Chłopak był delikatny, starał się. Podniecający ból stawał się coraz większy. Frank wplątał ręce we włosy Way'a, drugą chwycił go przed łokciem. Był to jego pierwszy raz z innym chłopakiem. I jednocześnie bardzo przyjemny początek. Gerard wchodził w niego coraz głębiej i szybciej. Oboje głęboko oddychali. Powietrze wokół nich pachniało seksem, potem i alkoholem. To tylko dodawało adrenaliny. 
   Zacisnął mocniej dłoń na ręce chłopaka. Poczuł pod palcami lekkie wybrzuszenie. Blizny. Spojrzał w oczy Zielonookiego. On też zauważył jego odkrycie. Ból nagle znikł. 
- Gee... Tniesz się?... - Poczuł się jakby dostał mocno z liścia. Tak na prawdę znali się od paru godzin. Nie wiedział o nim nic. Prawie. 
- Tak.- Nie odpowiedział nic więcej. Odsunął się od Gerarda i wstał z łóżka. Podniósł z ziemi swoje bokserki i rzucił w stronę krzesła. Okręcił się w poszukiwaniu rzeczy Way'a. Dostrzegł leżące spodnie. Podniósł je i pogrzebał w kieszeniach. Nie znalazł tego czego szukał. Odwrócił się w stronę chłopaka. 
- Daj mi portfel i telefon. - Komenda ta wywołała na twarzy Gerarda zdziwienie, podał mu jednak rzeczy. W portfelu znalazł 669 złotych, mały klucz do pokoju, jakieś zdjęcie i kartkę z numerem telefonu oraz imieniem i nazwiskiem właściciela. Inaczej było z telefonem. Od razu znalazł to czego szukał. Pod klapką komórki leżała srebrna żyletka. Wyciągnął ją, podszedł do okna. Otworzył je i po prostu wyrzucił drobny przedmiot na zewnątrz. 
- Nigdy więcej się nie tnij. Jak coś się stanie, masz biegiem przyjść do mnie, dobrze? - powiedział to kiedy zamknął okno i klęknął przed przyjacielem. Chwycił w swoje ręce jego dłonie i spojrzał w jego oczy szukając potwierdzenia swoich słów. - Dobrze Gee? - Zapytał ponownie. 
-Obiecuję. Wiedział, że może mu zaufać. Wiedział, że mówił szczerze, że przyjdzie do niego z problemem. W tamtym momencie postanowił, że mu pomoże. Postanowił naprawić życie Gerarda. Nadać mu kolorowych barw. Wygonić z jego życia żal. Rozpalić w jego pięknych oczach radość. 
*** 
   Gerard zasypiał myśląc o tym co go spotkało. Całe ich spotkanie przebiegło zupełnie inaczej niż się spodziewał. Smutek w oczach Franka prześladował go we śnie przez cały czas. Pierwszy raz od dawna spał snem spokojnym. Czuł się bezpiecznie w ramionach przyjaciela. Nie pamiętał jednak o czym śnił. Po przebudzeniu pierwszą rzeczą, którą zauważył był brak Iero. Przestraszył się. Bał się, że to jednak był głupi żart jego mózgu. Natychmiast całkowicie się rozbudził. W pokoju panował półmrok. Ciemność rozjaśniło światło padające z łazienki. Wstał gdy tylko to zrozumiał. Podnosząc się z łóżka, sięgnął po telefon leżący pod poduszką. Pokazywał 14:03. 
   Drzwi do łazienki były lekko uchylone. W środku zastał Franka klęczącego przed kibelkiem. Jego przyjaciel wymiotował. Usiadł po turecku obok niego. Delikatnie położył rękę na jego karku i łagodnie pogładził. Frank pozbył się kolejnej porcji wymiocin i podniósł głowę tak by spojrzeć w jego stronę. 
- Mogłeś mnie obudzić Głupolu... Długo to już trwa? - Zdziwiło go zmartwienie i niepokój jaki można było wyczuć w jego własnym głosie. Pierwszy raz aż tak bardzo przejmował się zwykłym rzyganiem. 
- Nawet nie wiem. W pewnym momencie po prostu się obudziłem i pobiegłem do toalety. - Po skoczeniu zdania od razu oddał toalecie kolejny pokłon, a do rur trafiły następne litry. 
- Nigdy więcej nie dam Ci Franiu tyle wypić - wyszeptał mu do ucha tuląc go. Jego włosy pachniały wspaniale. W nocy był tak oczarowany jego ciałem, że nie zwrócił na to uwagi. 
   Zauważył także jaki idealny był właściciel jego serca. Szczupły, delikatny i niewinny, a jednak posiadał spore mięśnie. Tulił go od tyłu, gładził kark i brzuch i napawał tą bliskością. Frank skończył wymiotować godzinę później. Zostawił go wtedy na chwilę by pójść po jego ubrania. Przy okazji odsłonił okno. Słońce stało już wysoko na niebie. Obu poprawił się humor, kiedy zaczął go ubierać. Spodobało mu się opiekowanie Frankiem. Spodobało mu się bycie blisko niego. Spodobało mu się życie. 
*** 
   Dochodziła już 18, kiedy wyszli na dwór. Frank wspierał się na nim. Chłopak dalej źle się czuł. Poczekali, aż będzie trochę lepiej i postanowili powoli wrócić do internatu. Pogoda była wspaniała jak na tą porę roku. Nie padało, nie wiało. Jedynie księżyc zaczynał wyraźnie pojawiać się na gwiaździstym niebie. Czuł się przeszczęśliwy. Przepełniony radością i entuzjazmem. Jak nigdy. Kiedy byli już na terenie internatu usiedli na chwilę na ławce. Spojrzał w oczy Franka. Zobaczył w nich oprócz zmęczenia i bólu także spokój i szczęście. Nie tylko jego cieszyła taka sytuacja. Jego serce zaczęło bić jak szalone kiedy Iero wtulił głowę w jego ramię. Czuli się dobrze razem. Dopełniali się. Gerard pochylił się nad głową drugiego chłopaka i złożył na jego policzku delikatny pocałunek. Zaraz po tym Frank oblał się rumieńcem, ale i jeszcze bardziej się uśmiechnął. Chwycili się za ręce. Pasowały idealnie. 
*** 
   Nie mogli zauważyć postaci stojącej w cieniu drzewa 20 metrów przed nimi. Był to chłopak średniego wzrostu o piwnych oczach i krótkich blond włosach. Na jego tworzy było wymalowane jedno uczucie. Radość.

PS. Tomeg, wymiotujący Frank for ju XD

czwartek, 7 listopada 2013

Życie potrafi zaskakiwać. I

  Wiem długo mnie nie było ( Qń zresztą też) ale zaczęła się szkoła, zapierdziel straszny ale napisałam kolejnego Brusnopa, może w najbliższym czasie dodam II poprzedniego :) Wypatrujcie, komentarze (te negatywne też :D) mile widziane. / Blackbirds

      -Ben! Otwórz te jebane drzwi! - Ten głos… Poznałbym go wszędzie. Ale moment... Co on tam robił? Przecież miał być z chłopakami na imprezie, i w ogóle co tu robię w ciemnym pomieszczeniu?! Wstałem, zrobiłem parę kroków i coś ostrego wbiło mi się w nogę. Kurwa, igła?! Byłem blisko... Strzykawka … I w tamtym momencie zaczęły mi wracać wspomnienia. Chociaż myślenie było trudne, bo dopiero się ocknąłem i ten pedał dobijał się do drzwi, ale zacząłem sobie wszystko przypominać. Miałem złożyć niewypowiedzianą wizytę mojej dziewczynie. Mieliśmy rocznicę. Spędziłem z nią dokładnie rok, nie powiem, że żałuję. Było świetnie, chłopcy ją uwielbiali - może poza Dannym... Nienawidził jej, wyzywał ją. Uważał, że jest tylko zwykłą dziwką... Niestety ten idiota miał rację... Jak to możliwe, że ten wiecznie podpity idiota miał rację? Pewnie to dlatego, że prochy, alkohol i dziwki wyczuwa na kilometr... W kilku momentach nawet zazdrościłem tym kobietom... One miały to, co nigdy nie było mi przeznaczone. Danny... Chciałem go mieć nawet na te kilka godzin. Żeby te jego wielkie dłonie dotykały moich policzków, potem zeszły na ramiona, następnie sunęły po moich plecach, aby potem pewnie złapać mnie za... KURWA MÓZGU! O czym ty marzysz?! Coraz bardziej się obawiałem o swoją psychikę… Podobał mi się facet! Ale to był Danny, a on podoba się wszystkim. Niestety, jestem tylko jego kumplem i stałby się cud gdyby ta sytuacja przerodziła się w coś głębszego… Gdy tak stałem i rozmyślałem, zupełnie się wyłączyłem. Przestałem nawet słyszeć pukanie i darcie ryja, które oznaczały, że Danny cały czas dobija się do drzwi. Nie wiedziałem czy mu otworzyć. Z jednej strony wiedziałem, że domyśla się że coś się stało i raczej by mi pomógł. Z drugiej jednak nie chce usłyszeć gadki pt. "mnie nikt nigdy nie słucha, a ja zawsze mam rację". Ale chyba mu otworzę. Przyda mi się teraz wsparcie, a zwłaszcza jego. W najgorszym przypadku po prostu utonę w jego zielonych oczach.
Gdy wstałem, coś bardzo ostrego wbiło mi się w nogę. No tak, strzykawka leżała na podłodze. Pukanie się wzmogło, chyba usłyszał, że wstałem i nie ma zamiaru mi odpuścić. Podszedłem do tych pierdolonych drzwi. Otworzyłem. Danny bez jakiejkolwiek zapowiedzi wpierdolił mi się do pokoju. Westchnąłem cicho i zamknąłem drzwi. Odwróciłem się do niego przodem. Patrzył na strzykawkę po czym przeniósł wzrok na mnie. Jego oczy wypowiadały jedno zdanie - "CO SIĘ KURWA STAŁO ?!" Wiedziałem, że nie odpuści dopóki się nie dowie co mi się przydarzyło. Więc najlepszym wyjściem było opowiedzenie mu.

-Miałeś rację.- Zrobił zdziwioną minę.
-Benio, ale w czym?
-Ona naprawdę jest dziwką, zdradziła mnie.- Nie wytrzymałem, łzy znowu popłynęły z moich oczu. Podszedł do mnie i rozchylił ramiona w zapraszającym geście. Od razu skorzystałem i wtuliłem się w niego. Tak bardzo mi go brakowało. Przez nią oddaliliśmy się od siebie. Jestem idiotą, ponieważ dopiero w tamtym momencie zauważyłem jaki on jest dla mnie ważny. Był przyjacielem. Przeważnie zachowywał się jak mały, rozpieszczony bachor. Zawsze musiał mieć to co chciał uwielbiał ćpać, pić i zaliczał wszystkich dookoła. Lecz w poważnych sytuacjach zmieniał się całkowicie. To głównie on był tą osobą która załatwiała sprawy zespołu. Nie stał się dilerem grupy przez to że był wokalistą, tak jak w większości zespołów. Stał się nim ponieważ potrafił się troszczyć o resztę zespołu.
*Danny*
Coś lekko zaskrzypiało. Zapewne łóżko. Ben albo przewrócił się na drugi bok, albo wstał. Miałem nadzieje, że to była druga z opcji. Dość długo już tam stałem i ręka mnie zaczynała boleć od walenia. Usłyszałem ciche "kurwa" - czyli wstał. Zacząłem mocniej walić w drzwi i głośniej się wydzierać. Zamek zgrzytnął i drzwi się otworzyły. Zobaczyłem go. Wyglądał strasznie, jak na Bena oczywiście. Miał posklejane włosy, cały się trząsł, a jego zaczerwienione oczy otaczała fioletowa obwódka. Od razu wszedłem do pokoju. Łóżko było w nieładzie, kołdra i koc prawie spadały na ziemię, a prześcieradło było bardzo mocno podwinięte. Niestety przy łóżku leżała rzecz której nigdy bym nie chciał przy nim zobaczyć. Strzykawka. Byłem cholernie ciekawy co tam się stało. Popatrzyłem na niego.
Kila zdań później już wiedziałem. Ona go zdradziła. Tępa szmata. Wiedziałem, że coś jest nie tak pomiędzy nimi, ale tego bym się raczej nie spodziewał. No dobrze, może i nazywałem ją dziwką, ladacznicą, wywłoką spod latarni i tak dalej, ale nie spodziewałem się TEGO. Kiedy Ben wyleciał z jej domu jak oparzony. Nie skupiałem się na ich kłótni, ponieważ w tamtym momencie bulwersowałem się o to, że mój krzak trochę zarósł i wbijał się w dupę. Tak, miałem swój krzak przy jej domu. Zawsze tam siedziałem gdy on szedł do niej. Obserwowałem dom, zazwyczaj słyszałem tylko odgłosy tego jak się pierdolili. Było to cholernie wkurwiające. Nie dlatego, że zazdrościłem mu, że ma dziewczynę, a ja nie. Bardziej nie pasowała mi tam właśnie ona. To ja powinienem tam być zamiast niej. Dzisiaj też tam byłem. Stwierdziliśmy z chłopakami, że trzeba opić nasz sukces. Zostaliśmy nominowani do nagrody "Najlepszy zespół metalcore". Nigdy byśmy się tego nie spodziewali, dlatego też poszliśmy to oblać. Gdy zaklimatyzowaliśmy się na czarnych kanapach w głębi klubu, Ben stwierdził, że idzie do swojej ukochanej. Mieli rocznicę i chciał jej zrobić niespodziankę. Przyjść z winem, kwiatami i prezentem, chyba były to kolczyki. Kiedy Ben wyszedł, odczekałem kilka minut i poszedłem za nim. Chłopakom powiedziałem, że idę coś zaliczyć i żeby na mnie nie czekali. Uwierzyli od razu i życzyli mi miłej zabawy. Znałem drogę do jej domu na pamięć. Po drodze zahaczyłem o kawiarnię i kupiłem duże latte. Usadowiłem się w tych jebanych krzakach. W tym samym momencie z domu wybiegł Ben. Kiedy zniknął za zakrętem, wygramoliłem się z tych chaszczy i pobiegłem za nim. Po kilku minutach biegu mój przyjaciel wszedł do taniego hotelu. Ciekawe dlaczego nie poszedł do drogiego dwie przecznice dalej… Zawsze wolał drogie luksusowe miejscówki. Może wybrał dlatego, że ten był bliżej? Albo chciał się przed nami skryć, a wiedział że w takim miejscu byśmy go nie szukali. Z resztą, nieważne. Poszedłem za nim. Kiedy wszedłem, go już tam nie było, pewnie udał się już do swojego pokoju. Podszedłem do recepcji. Stała tam młoda i bardzo ładna dziewczyna. Zapewne studentka, która dorabia w hotelu.
-Wie pani może do którego pokoju udał się mężczyzna, który był tu prze..
-Nie mogę udzielić takiej informacji. - Spodziewałem się takiej odpowiedzi. Dlatego też przygotowałem wcześniej sto dolarów. Tak na poprawienie pamięci.
- A może to pani pozwoli?- Zapytałem wyciągając studolarówkę. Jej policzki nabrały kolor ostrej czerwieni.
-No dobrze, poszedł do pokoju numer 7.- Wiedziałem, że mi powie. W końcu studenci tacy są, szukają kasy wszędzie. Stwierdziłem, że będę dobry. Dałem jej jeszcze jedną stówę dodatkowo. Niech się młoda cieszy. Podziękowała cicho z szerokim uśmiechem. Odwzajemniłem uśmiech i poszedłem pod pokój numer 7.
Zacząłem dobijać się do drzwi. Do wcześniej wspomnianej chwili. Poszedłem z Beniem na łóżko. Tam go przytulałem i pocieszałem. Zasnął w moich ramionach, a ja przez dużą część nocy patrzyłem na jego piękną osobę.
*Ben*
Kiedy się obudziłem, leżałem na czymś miękkim i ciepłym. Danny, a dokładniej jego brzuch. Leżał w koszulce i spodniach, tak jak ja. Moja ręka była pod jego bluzką i obejmowała jego brzuszek. Moja noga była oparta o jego biodro. Głową wtulałem się w jego kark. Jak tak z nim leżałem, coraz bardziej przestawiłem żałować tego, że zostawiłem Samantę . Nie było to normalne. Czy męski umięśniony brzuch może się równać z płaskim damskim? Czy mężczyzna będzie mnie kochał bardziej niż kobieta? Kogo kochał będę bardziej ja? Te pytania nigdy nie zostaną rozwiązane... O KURWA. My dzisiaj mamy na 18 galę ! Jest 13… Szlag! Muszę go obudzić i znaleźć resztę. Mam nadzieję, że są w mieście, a przynajmniej w kraju. Jestem idiotą, mogłem z nimi zostać. Gdybym to zrobił, w tym momencie prawdopodobnie byśmy się szykowali. Zresztą, w dupie mam ich, muszę obudzić Danego... Ale nie mogę, on tak słodziutko śpi. Wygląda jak małe bezbronne dziecko. To będzie jedna z najtrudniejszych rzeczy w moim życiu...

- Danny?... - gdy to mówiłem lekko nim potrzasnąłem. W odpowiedzi usłyszałem cichy pomruk, chyba jeszcze przez sen. Stwierdziłem, że sam się najpierw ogarnę, a potem go obudzę. Kiedy delikatnie się podniosłem do pozycji siedzącej, poczułem jak silna ręka ciągnie mnie w dół. Oczywiste było, że to Danny. Spojrzałem na niego, miał otwarte oczy, a szeroki uśmiech udekorował jego twarz .

- Jaki humorek dzisiaj mamy? -zapytał patrząc mi w oczy.

- Już lepiej.- nie kłamałem, w tamtym momencie. Czułem się dobrze. Dzięki mojemu przyjacielowi wróciła mi nadzieja na lepsze jutro. Na rozmyślanie będę miał jeszcze dużo czasu, teraz ważne jest, aby wyrobić się na rozdanie nagród. Chyba mój towarzysz nie za bardzo zdaje sobie z tego sprawę, że dzisiejszy dzień jest już od dawna zaplanowany. Właśnie leżał z zamkniętymi oczami i pod nosem śpiewał jakąś nieznaną melodię. Wyglądał uroczo.
-Danny...
- Tak ?
- Wiesz, a propos tej gali…
- Oh Ben, nie martw się, na pewno wygramy. - on serio myślał że mi o to chodzi?!
- Nie o to mi chodzi…
- A o co chodzi mojemu ukochanemu Benusiowi? - powiedział to z wielkim uśmiechem na ustach. Zaowocowało to moim wielkim rumieńcem. Ja go kiedyś zabiję, że tak mnie buraczy. To powinno być karalne. Ale nieważne, muszę temu idiocie uświadomić o co mi chodzi.
- Jak tworzyłem zespół nie sądziłem, że dostaniemy jakąkolwiek nagrodę…- zacząłem. Chciałem, by sam pomyślał. Zajmuje to więcej czasu niż gdybym mu to powiedział normalnie. Ale było o wiele zabawniejsze. Ta jego mina… Coś typu "ale co do cholery to ma wspólnego?!"
- Ale..- w tym momencie wybałuszył szeroko oczy.
- Gala jest dzisiaj! - No nareszcie! Jego szybkość myślenia oraz pamięć mnie dobija
-10 punktów dla gryffindoru! - zacząłem krzyczeć i klaskać w dłonie. Dostałem za to od niego po łbie. Ale było warto.
- Skoro już wiemy gdzie mamy iść - tutaj uśmiechnąłem się szeroko i znacząco - to musimy się zbierać. Nie możemy się spóźnić. A czas mamy do 18. - Danny przyjął to ze spokojem.
-Spoko, damy radę, wystarczy wsiąść w autobus i pojechać. - Ehhh… Znowu muszę go uświadamiać - Mamy mały problem.
- Jaki?
-Skąd weźmiesz autobus?...- jesteśmy w zespole już od kilku lat, a on jeszcze się nie przyzwyczaił.
-No stoi na podjeździe  - uśmiechnął się jakby to on był ten mądry. Taaa, marzenia.
-Czy Ty czasem nie zostawiłeś go z chłopakami?- teraz na pewno zajarzył.
- O kurwa, mają busa! - I taki idiota jest liderem?! No dobra, wiem, że jest słodki i za to można wybaczyć mu wszystko. Ale inteligencją nie grzeszy.
- Tak, musimy zdążyć.
-Spoko zdążymy. W ogóle, która jest? Około 10 co nie?
- Jest po 13...- gdy to powiedziałem mój rozmówca zrobił wielkie oczy i poleciał do swojego pokoju. No tak, przecież tutaj walizki nie ma. Sam musiałem też się przebrać. Po godzinie byłem gotowy do wyjścia. Nie zajęło mi to aż tak dużo czasu patrząc na to, że wszystko musiałem wyprasować. Nienawidzę garniturów, ale niestety czasami trzeba je ubrać. Około 40 minut temu Danny wysłał sms, ze i on jest gotowy i mogę wpadać. Byłem bardzo ciekawy jak wygląda i jakim cudem tak szybko się ogarnął. Gdy zapukałem do drzwi usłyszałem głośne "właź". Gdy go zobaczyłem znowu miałem ochotę go zabić. Serio miał zamiar iść na gale w podartych rurkach, za dużej bluzce i tej swojej starej, zniszczonej skórzanej kurtce z frędzlami?! Wypowiedziałem tylko jedno zdanie:
- Za 10 minut jesteś na dole, jedziemy na zakupy. - i wyszedłem z jego pokoju.

*Danny*

     Siedzimy na tej jebanej gali od 2 godzin i jeszcze nas nie przeczytali. Dopiero są przy deathmetalu. Nie dość, że jest mi gorąco to jeszcze niewygodnie. Miałem ochotę zabić Benia kiedy ciągał mnie po tych wszystkich sklepach. Ale muszę przyznać, że wyglądał wtedy baaaardzo seksownie. Co nie zmienia faktu, że wyglądam jak ciota. Chciałbym być taki jak mój towarzysz. Tę jego loczki słodko opadały na twarz. A ten idiota próbuje je wyprostować. Dobra muszę przestać o nim myśleć, bo może się to źle dla mnie skończyć. Hmm.. Co mogę porobić? Wiem! Mam simsy na telefonie!
***
Gdy zabiłem kolejne dziecko mojej bohaterki (teraz już w sumie wdowy), coś mnie trąciło w ramię. Benio. Patrzył na mnie zirytowany.
- Danny, idioto idziemy!
- Już?! - Co za chuje! Najpierw każą mi czekać tak długi czas, a potem kiedy już znajdę zajęcie nie pozwalają mi zabić wszystkich simsów! Ale nieważne. Wyszedłem na środek. Było tu całkiem dużo ludzi. Wziąłem z Brucem nagrodę i zlazłem. Nic wielkiego, a trzeba było tyle czekać… Ale mamy cały bar i specjalnie dla nas przygotowane pokoje. Plus był taki, że nie trzeba było czekać do końca. Gdy tylko zeszliśmy ze sceny podeszła do nas kobieta. Miała na sobie niebieski strój, w który byli ubrani pracownicy. Na jej lewej piersi była przyczepiona plakietka z napisem "Kate". Typowa lala, blond włosy, ryj tak wytapetowany, że szpachlą by tego nie zdjęli, ale muszę przyznać że biust miała obfity. Uśmiechnęła się zalotnie, wkurwiła mnie tym. Ten uśmiech był skierowany do Benia. Myślałem, że ja uduszę. Tak się do mojego Benia uśmiechać?! No dobra, nie do końca mojego, ale będzie mój. Mam przynajmniej taką nadzieję. Wielkim plusem tej gali jest to, że mamy zasponsorowany pięciogwiazdkowy hotel. I z tego co udało mi się ustalić, to na dachu jest wielki basen. Trzeba pójść tylko do recepcji i wziąć kluczyk. W ten sposób będę miał piękną noc z Beniem w basenie. Planując to wszystko nawet nie zauważyłem, że ta szmata podrywa mojego towarzysza. Na szczęście Ben jest świeżo po rozstaniu więc raczej ma dość dziewczyn. Oby tak było. Trzeba jej jednak przyznać, że się starała. Wypina te cycki lepiej niż niejedna kurwa. Mojego towarzysza to chyba irytuje. Doszliśmy już chyba na miejsce, bo zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Już mieliśmy wejść, gdy ona znowu się odezwała:
-Gdyby pan coś potrzebował, to jest mój numer. Jestem tutaj całą noc… - Jeśli dokonam w tym momencie mordu, to na długo mnie zamkną? Chyba sprawa jest tego warta! Ona podrywa Bruca! On jest kurwa mój, nawet jeśli o tym nie wie. Bardzo szybko myśli płynęły po mojej głowie. Momentalnie popatrzyłem na niego. Jego twarz była ozdobiona wielkim burakiem, czyli ona też mu się spodobała… Bosko, znowu jestem dla niego nikim… Znowu dla dziewczyny.
- Mam jedną prośbę...- jego mina wskazywała na to, że jest zachwycony.
- Tak? - Jej uśmiech był tak szeroki, że tapeta się jej marszczyła.
- Zostaw mnie kurwo w spokoju, wolę jego.- Po czym dał mi buziaka w policzek, otworzył drzwi i zaciągnął do pokoju. Zatkało mnie. Myślałem, że śnię. Aczkolwiek byłby to bardzo przyjemny sen. Ben zamknął z hukiem drzwi. Popatrzył się na mnie z uśmiechem.
- To co robimy Danielu? - Uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że nienawidzę jak mnie tak nazywał. Ciota… Ale taka kochana…
- Naprawdę wolisz mnie?... - nie mogłem tego odpuścić.
- Oczywiście kochany. Ona nie ma takich cudnych włosów...
- Moje włosy są okropne cioto! - od kiedy on jest aż tak miły?!
- Są! Ale gdybyś je mył, byłyby ładniejsze. - jego uśmiech wskazywał że żartuje, ale uznałem to za dobry moment do wyrwania Benia.
- Możesz mi pomóc w umyciu, skoro aż tak Ci się podobam.
- Okej, idziemy pod prysznic? - O KURWA! Myślałem, że żartuje, ale on wyciągnął ze swojej skórzanej torby biały ręcznik. Kierował się w stronę łazienki, ale złapałem go za rękę i pociągnąłem w stronę wyjścia. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Zabieram Cię w dużo fajniejsze miejsce Kochanie.- Zamknąłem drzwi i wziąłem go na ręce. Stwierdziłem, że po chuja mam iść po klucze? Wyważenie drzwi jest o wiele ciekawsze. Gorsze jest to, że nie wiem dokładnie gdzie to jest. Jakoś się znajdzie. Benio jest lekki więc mogę jeszcze długo go nosić. Jeszcze tak słodko się we mnie wtulał, był taki cieplutki. Utalentowany, miły, cierpliwy, przystojny i do tego taki słodki... Boże, jeśli istniejesz to spraw, abym dzisiaj go przeleciał... Byłem przecież taki grzeczny… Przelatuje tylko osoby które tego chcą… Ćpam okazjonalnie… Tak co 2-3 dni, czy to często?! Jestem chodzącym ideałem Twojego wiernego! Może i nie chodzę do kościoła, ale tylko tłum bym robił , wiem że nie lubisz jak zawracamy Ci dupę, więc się nie udzielam… Ale tak czy srak pomóż! Chcę zobaczyć jego twarz przepełniona rozkoszą jaką mu sprawię. Dobra, ale żeby go przelecieć muszę znaleźć jakieś wejście do naszej magicznej kryjówki. Dobra, jakaś klapa! Pobiegłem do niej, szlag zamknięte.. No dobra, zrobię to brutalniejszą metodą… Hmm, mój glan dobrze rozpierdala klapy… Wejście było trochę ciasne, ale dałem radę i wszedłem. Benio cały czas leżał w moich ramionach. Wszedłem po małych schodkach i stanąłem w cudnym miejscu… Na środku był wielki basen, dookoła były rozmieszczone leżaki. Były nawet dwuosobowe. Pod nimi leżały koce i małe poduszki. Mówiąc krótko - miejsce idealne do zaliczenia Benia. Położyłem go delikatnie na jednoosobowym leżaku. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Ja poszedłem szukać włącznika do świateł i wody. Szybko je znalazłem. Włączyłem wszystko. Woda bardzo szybko wypełniała basen. Wokoło nas zapaliło się tysiące świateł. Miały one różne kolory, dominowała czerwień. Poszedłem do mojego towarzysza. Był przygotowany, jedynie ręcznik okrywał jego piękne ciało. Loczki zakrywały mu duża cześć twarzy, na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec. Wbrew pozorom nie był chudym i drobnym chłopakiem. Był dobrze umięśniony. Nie przesadnie ale idealnie, wręcz słodko.

sobota, 20 lipca 2013

Frerard II

Hej. Sorry, że dopiero teraz, ale no.. Tak jakoś wyszło. Zapewne w chuj błędów, ale nie chce mi się tego sprawdzać. Sorry, po prostu nie mam siły. Jutro może będzie następny. Może. Miłego czytania.. No i komenty w końcu jeżeli można please.
~Qń



   Zamierzał spędzić koniec tego dnia siedząc spokojnie przy piwie w klubie przy szkole, ewentualnie uprawiając sex z kimś świeżo poznanym. Nie sądził, że spotka tu Gerarda Way'a. Nie chciał go spotykać. Głupio się czuł gdy na myśl czemu go olał. Gdyby tego nie zrobił byłby obecnie bez dziewczyny i znajomych. Zostałby nic nieznaczącym uczniem. Życie w szkole miałby znacznie utrudnione. Dlatego siedząc obok niego Frank nie wiedział co mówić. Między nimi od paru minut panowało nieznośne milczenie i zakłopotanie. Dla osoby trzeciej musieli wyglądać co najmniej dziwnie. Siedzieli blisko siebie, oboje spięci i zaczerwienieni. Frank patrzył w ziemię, jedyne co widział to nogi Way'a i brudna podłoga klubu. Gdyby spojrzał w górę dostrzegłby niewidoczny z daleka lekki uśmiech chłopaka siedzącego obok niego. Bał się podnieść głowę, bał się, że Gerard zobaczy jego zakłopotanie.
Nie mogąc dłużej znieść tej ciszy, postanowił zebrać się w sobie i coś powiedzieć. Nie miał najmniejszego pojęcia o czym z nim rozmawiać. Z ich jedynej rozmowy zapamiętał tylko tyle że, interesował się anime, gitarą i wokalem. Nic więcej.
-Może wypijemy razem parę kolejek? Jutro wolne, więc można wstać z kacem.-Zapytał lekko drżącym głosem. Denerwował się. Obawiał się tego co on sobie o nim myślał. Niby w szkole go ignorował, a jednak zależało mu na jego zdaniu o swojej osobie. Nie chciał by ten miał go za chama i skończonego idiotę.
-Spoko, ja stawiam!- Ton jego głosu trochę zaskoczył Franka. Nie spodziewał się, że będzie taki radosny. Kiedy odważył się w końcu spojrzeć na jego twarz zauważył, że jego mina nie wskazywała żadnej niechęci czy smutku z powodu siedzenia z nim. Wręcz przeciwnie. Jego twarz wyrażała same pozytywne emocje. Chłopak trochę się rozluźnił.
    Spojrzał znów w bok i zobaczył jak jego towarzysz rozmawia z wysokim, szczupłym blondynem i zamawia piwa. Chwilę później oboje pili spokojnie dwa złociste piwa z zielonych butelek. Na ich twarzach widniały uśmiechu. Frank w końcu czując się pewniej, przestał aż tak się stresować i znalazł odwagę na zadanie męczącego go od początku tego ich spotkania, pytania. Krótki moment myślał jak sformułować pytanie po czym pewnym głosem zapytał Gerarda:
-Way, co ty tu tak na prawdę robisz?
-Wiesz, miałem dzisiaj trochę męczący dzień i chciałem w spokoju pomyśleć i coś wypić. A ty?- Na ostatnie dwa słowa zareagował lekką czerwienią na twarzy, ale postanowił powiedzieć przerwę.
-Nudziło mi się, więc szukałem tu kogoś z kim można pogadać.- Gdy Frank to powiedział, poczuł słabość swojej głowy. Zakręciło mu się. Zignorował to. Miał jedynie nadzieję, że Gerard tego nie dostrzegł. Nie chciał tego przed sobą przyznawać, ale on mu się podoba. I to coraz bardziej. Już od paru tygodni.
   Uwielbiał jego przenikliwe spojrzenie które dawało wrażenie, że wie na twój temat wszystko, uwielbiał jego śmiech, jego wiecznie rozczochrane, za długie czarne włosy, jego delikatną skórę... Całe jego ciało. Martwił go fakt, że niedawno o nim śnił. O tym, że Gerard siedział na łóżku w jego pokoju. Cały nagi z rozłożonymi szeroko nogami. Frank nienawidził być zakochany. Miał w miłości pecha i do tej pory było to zawsze uczucie jednostronne. Poza tym kochał wolność i brak zobowiązań. Nikt się nie martwił o niego, ani on o nikogo. Pasował mu taki stan sytuacji.
    Dwie godziny później, Frank nie miał już siły. Cały czas walczył że swoimi pragnieniami. Tak bardzo chciał zobaczyć nagiego Gerarda... Nie żałował jednak czasu z nim spędzonego. Lepiej go poznał. Zrozumiał jak mu ciężko samemu w szkole, poznał parę jego problemów i przestał tak się przy nim denerwować. Zbliżała się 2 w nocy, a Żelazna Dziewica niedługo miała być już zamykana.
-Dobra, świetnie spędziłem z tobą ten wieczór Gerard, ale muszę iść. Padam na ryj.
-Proszę, mów mi Gee - zobaczył na ustach Way'a słodki uśmiech który zdążył bardzo polubić przez te parę godzin-I tak właściwie to możemy spać tutaj w pokojach gościnnych. Mogę nam załatwić pokój dwuosobowy, pasuje?
Jedyna rzecz jaka przyszła mu na myśl po tej propozycji to noc z nim spędzona. Chciał tego, ale przez głowę przeszła mu myśl, że mógłby o tym komuś powiedzieć, albo nie wiedział jak, ale ktoś sam mógł się dowiedzieć. Miałby wtedy przesrane, więc wolał nie ryzykować. Poza tym Gee pewnie prędzej oznajmił by całej szkole o swojej orientacji niż poszedł by z nim do łóżka, więc postanowił się zgodzić.
-No okej, nie będę musiał iść z buta.
-To ja tylko skoczę szybko załatwić nam pokój!- Franka znów zaskoczył entuzjazm w głosie chłopaka. Nagle dotknęło go dziwne uczucie, że stali się przyjaciółmi, że coś tam zaczął dla niego znaczyć.
   Nie minęło 5 minut, a zobaczył swojego nowego przyjaciela idącego pewnym krokiem w jego kierunku. W klubie było wprawdzie słabe światło, ale dostrzegł radość na jego twarzy. Bardzo mu się spodobał ten widok. Gerard bardzo ładnie wyglądał w czarnym kolorze. Wydawał się wtedy taki drobny. Jego ciemna grzywka delikatnie opadała na oczy, prawie całkowicie je zasłaniając. Widać było spod niej nie całe lewe oko. Naszła go ochota na dotknięcie tych włosów, na wplecenie w nie swoich palców.
 -Mamy pokój! Jest na ostatnim, trzecim piętrze, ale będziemy mieli ciszę, bo tam już nic nie słychać, więc da się zasnąć.-powiedział do niego Gee kiedy podszedł na tyle blisko, że Frank zobaczył w pełni jego zielone oczy.
-To idziemy?- Wziął swój telefon i portfel, ze stolika i schował je do kieszeni granatowych rurek.
-Zapłaciłem już za piwa i z góry za pokój, więc jasne, możemy iść. Skierował się za przyjacielem w głąb tłumu. Mimo środka nocy nadal było tam mnóstwo osób i przejście przez tą masę było trochę trudne. W pewnym momencie zobaczył wyciągniętą dłoń w jego kierunku. Poznał, iż jest to ręka Gee, więc chwycił ją by łatwiej się wydostać spośród ludzi. Jego skóra okazała się przyjemna w dotyku, wręcz jedwabna. Bardzo mu się spodobała. Przeciwnie do niego był ciepły, prawie gorący.
   Kiedy wydostali się z tłumu, zobaczył dosyć ładny, metaliczno-szary korytarz bez okien z rzędem lamp na suficie. Podłogę pokryto tu białymi kafelkami. Całość nie wyglądała źle.
  Po niecałych 30 krokach zatrzymali się przed zwyczajną, srebrną windą. Gerard przywołał ją. Otworzyła się od razu. W trakcie krótkiej jazdy na górę nie odzywali się do siebie. Patrzyli nie wiadomo gdzie. Kiedy wysiedli, zobaczyli korytarz wyglądający tak samo jak poprzedni tylko z oknami. Ich pokój znajdował się blisko. Gerard wszedł pierwszy.
-Kurwa! Przepraszam...Mówiłem tej idiotce POKÓJ Z DWOMA ŁÓŻKAMI. Mamy łóżko małżeńskie...Jak chcesz to mogę spać na ziemi. - Jego głos wydawał się lekko załamany i zawstydzony.
-Nie no okej, chyba się nie posrasz jak jedną noc spędzisz śpiąc, mając obok drugiego faceta? - powiedział, a wtedy zobaczył to łóżko. Było drewniane, z czarną, lśniąca pościelą, a co najważniejsze z równie ciemnym, długim baldachimem dookoła-Cóż.. Wystarczy na nie spojrzeć i już wiadomo, że sto razy wygodniejsze niż te szkolne!
-Tsa..Ja chyba skoczę się umyć jak najszybciej bo śmierdzę już na pewno. Chyba, że ty chcesz pierwszy.
-Mogę? Proszę... -          Chciał jak najszybciej trochę odsapnąć i przemyśleć całą tą sytuację. Miał w końcu spędzić całą noc u boku chłopaka który cholernie go podniecał.
-To idź pierwszy.
   Wszedł do łazienki. Okazała się o wiele większa niż się spodziewał. Ściany pomalowano tu na jasnoniebieski kolor który wspaniale komponował się z biało-kremowym drewnem którym wyłożono podłogi. Pod najdalszą ścianą stała wielka wanna. Frank jednak z niej zrezygnował kiedy zobaczył prysznic. Postanowił szybko się umyć, ubrać w same bokserki i położyć się spać zanim on się umyje.
   Woda okazała się cieplejsza niż myślał. Minimalnie go rozgrzała. Na małej półce znalazł mydło. Pośpieszył się i po paru minutach wycierał się ręcznikiem który tam znalazł. Chwilę później wyszedł z łazienki. Gerard leżał bokiem na podłodze i pisał coś na telefonie, dlatego szybko schował się pod kołdrą póki ten go nie zobaczył. Cholernie wstydził się swojego ciała. I wolał nie wiedzieć co Gee by o nim pomyślał.

czwartek, 18 lipca 2013

Brusnop

No dobra , nie wiem czy to będzie jednoczęściowe czy nie . Zobaczę . Jest to Brusnop , wiem końcówka dziwna .. Ale to dlatego że dzisiaj mi odwala XDDD Wiem są błędy stylistyczne :( Ale ja zawsze je popełniam ale obiecuje je ograniczyć :) . Dziękuje Kalinie za pomoc przy wymyśleniu nazwy klubu :D Nie wyszło to takie świetne ale ujdzie . Baaaardzo dziwne ale mam nadzieje że zrozumiecie XD I piszcie komenty i wgl piszcie na moje gg i zapraszam do czytania wypociń Qń :D dobra łapcie xD / Blackbirds

Zadzwonił . Pierwszy raz od 8 dni . Pierwszy raz od ostatniej afery . Ostatni raz rozmawiał  ze mną tylko dla tego że wpadł . I zadłużył się u dilerów , potrzebował pieniędzy . Co miałem zrobić ?! Pożyczyłem mu je . Miałem co do niego mieszane uczucia . Kochałem go i nienawidziłem . Nie wiedziałem co jest silniejsze . Chciałem to skończyć wiele razy ale nie potrafię ... Po prostu za bardzo mi na nim zależy i nie mogę bez niego żyć . Kiedy się do mnie nie odzywa jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów . Nie mogę spać , nie mam apetytu , chce tylko jego ! Wiem że zachowuje się jak zakochana małolata . Ale życie z nim ,i miłość do niego jest trudne . Bardzo trudne . To przez niego wiele razy byłem na krawędzi . Próbowałem się zabić , samo okaleczałem się ... To jemu zależało na wszystkich oprócz mnie . Podobno mnie kocha . Słyszałem to wiele razy ale gdzie dowody ?! . Czułem że jestem jego zabawką . Był ze mną tyko dla moich pieniędzy i dla tego że nikt nawet na niego nie popatrzy . Wszyscy bowiem wiedzą że jest tylko nic nie wartym ćpunem . A ja jednak go kocham . Dzisiejszy SMS znałem na pamięć , a jego treść to " Cześć , musimy pogadać  , bądź o 23 w barze tym przy moim domu ." Czy tak się piszę do ukochanej osoby ?! Ehh... Ciekawe w co się wjebał teraz ... Była 22 , idealnie aby się przebrać , zapalić i udać się do klubu . Ubrałem zielone rurki. Bluzkę wziąłem pierwszą z brzegu . Padło na za dużą bluzkę z kiczowatym kotem . Na to założyłem moją ulubioną bluzę . Czarną , z przydługimi rękawami . Na dworze było ciemno nie licząc latarni które oświetlały przechodniom drogę .Co jakiś czas pod którąś z nich można było zobaczyć atrakcyjne kobiety które czyhały na klientów . Według mnie niszczą sobie życie . Tak jestem facetem i uważam że prostytucja jest zła , wiem dziwne . Ale to dlatego że jestem gejem , ale pomińmy ten fakt ... Wreszcie dotarłem na miejsce . U wejścia wisiał oczo-jebnie czerwony neon oznajmiając nazwę : "Hell on Earth ". Wszedłem do środka . Od razu go zobaczyłem . Siedział przy barze ,pił drinka i nerwowo spoglądał na zegarek . Kiedy go zobaczyłem moja twarz się rozpromieniła a na policzkach pojawiły się rumieńce . Wyglądał perfekcyjne . Widziałem go od profilu . Niebieska grzywka zakrywała z tej strony twarz . Ubrany był w zieloną koszule i obcisłe czarne rurki . Obszedłem kilka stolików aby mnie nie zauważył i abym mógł go przytulić od tyłu . Jednak nie spodziewałem się takiej reakcji Brada . Szybko się odwrócił a następnie odsunął mnie od siebie .Nie wiedziałem dlaczego . Zawsze pozwalam mnie siebie przytulać i całować . Tylko dzięki temu miałem nadzieje że coś do mnie czuje . Ale w tamtym momencie nic nie rozumiałem . Chyba zauważył że jestem z lekka zbity z tropy bo pokazał na krzesło obok i nakazał mi usiąść . Wiedziałem że coś jest nie tak . Więc rozpocząłem rozmowę :
- Coś się stało, Skarbie ?
- Tak , widzisz Danny ..- Na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech .
- Chodzi o to , KOCHANIE - ostatnie słowo powiedział ironicznym tonem , zacząłem się bać .
- Chodzi o to że ja cie nie kocham i nigdy nie kochałem . - Myślałem że żartuje i ktoś zaraz wyskoczy zza baru i powie że to był żart z ukrytą kamerą , lecz nikt nie wyskoczył . Dałem radę tylko wydukać :
- Ale jak ? - Na to odpowiedział brutalnym śmiechem
- Normalnie , dziwie się że jeszcze tego nie pojąłeś .- poczułem się jakbym dostał prosto w twarz . Sam miałem wielką ochotę dać komuś po ryju . Więc to zrobiłem . Brad chyba trochę się zdziwił kiedy dostał to spadł z krzesła . Mnie już to nie interesowało . Udałem się ku wyjścia . Miałem wielką ochotę potraktować kogoś tak jak on potraktował mnie . Zdecydowałem że pójdę do parku . Tam spotkam jakiegoś zapłakanego małolata który jest taaaaki nieszczęśliwy na tym świecie . I pobawię się jego uczuciami . Tam go spotkałem . Leżał na ławce , za którą stała latarnia . Dawała ona smugę światła na niego . Był cholernie przystojny . Był on szczupły i wysoki . Miał cudne blond loczki które oplatały jego twarz . Twarz która była wykrzywiona w grymas bólu . Dopiero teraz zobaczyłem że ma on podbite oko . Skórzana kurtka była pocięta , bluzka pod nią także a z tych miejsc wylewała się krew . Miał on też przecięte usta ( na których znajdowały się dwa kolczyki w lewym kącie ) . Które nagle poruszyły się i udało mi się dosłyszeć jedno zdanie :
- Kurwa zabije Skurwieli , rozcięli mi kurtkę i bluzkę ! - Nie mogłem się powstrzymać i odpowiedziałem dając krok do przodu . W ten sposób wyłoniłem się z mroku .
- Człowieku jesteś pocięty a Ty się przejmujesz ciuchami ?! - Widziałem że był zdziwiony moja obecnością . Ale kontynuował dyskusje .
- Ale przez to że rozcięli mi ubranie będzie mi zimno ! - Nie mogłem się powstrzymać i palnąłem .
- Jak chcesz mogę cię rozgrzać - Uśmiechnąłem się szeroko żeby pomyślał że żartuje . Pomińmy fakt że mówiłem całkowicie serio . Ale o tym nie musiał wiedzieć .
- Nie spoko , mogę się tu wykrwawić . - Mówiąc to wyłożył się cały na ławce , był to bardzo śmieszny widok ale i tak musiałem go stamtąd wziąć . Ponieważ było zimno a on praktycznie nie miał górnego ubrania . Z drugiej strony podobał mi się i to cholernie i chciałem go poznać bliżej .. I porzuciłem zamiar pobawienia się jego uczuciami . Za bardzo mi się podobał .Trzeba go tylko przekonać .
- Ej ! Nawet ta nie mów . Idziesz ze mną . Mieszkam tu nie daleko . Opatrzę Ci rany i dam ci jakieś ciuchy . - Popatrzył na mnie jak na idiotę .
- Ja nigdzie nie idę ! - Odpowiedział łapiąc się mocniej ławki . Myślałem że wybuchnę śmiechem , po jego posturze widać było że nie jest zbyt silny i na pewno wygram jeśli przyjdzie mi go stamtąd wyciągnąć . Więc go tym postraszyłem .
- Jeśli nie pójdziesz mimowolnie to sam Cię wezmę , siłą . - Spojrzał mi w twarz i uśmiechnął się  szeroko . Z jego warg wydobyło się jedno słowo .
- Spierdalaj . - mówiąc to obrócił się do mnie tyłem i złapał mocno za ławkę . Nie ogarniałem go ale nie wiem czemu podobało mi się ta jego dziwność . Ale jeszcze bardziej podobała mi się wizja wyciągania go z tej ławki . Wiedziałem że wygram . Poszedłem do niego . Nie wiem czy to słyszał . Wiem że mnie nie widział bo w plecach raczej oczu nie ma . Ale zrobiłem jeden mądry ruch . Dźgnąłem go bardzo mocno w okolice żeber . Ta jak przypuszczałem wystraszył się i podskoczył automatycznie puszczając ławkę . Wtedy szybkim ruchem złapałem go i wziąłem na ręce . Popatrzyłem mu w twarz i zapytałem .
- Pójdziesz sam , czy mam cię nieść ? - Zapytałem z uśmiechem na ustach .
- Zmuszanie kogoś do pójścia do mieszkania podlega pod molestowanie ! - Odpowiedział z udawanym obrażeniem .
- To idziesz czy chcesz być niesiony ? - Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej .
- Achhh niech ci będzie ! Chcę się poczuć jak kobieta na weselu ! Nieś mnie ! Yyyy ... Jak masz na imię ? - Zapytał powstrzymując się od śmiechu . Ja się nie powstrzymywałem i wybuchłem śmiechem . Przez śmiech odpowiedziałem .
- Danny , o Panie .
- Świetnie , sługo Danny , teraz zanieś mnie do siebie do domu .
- A czy ja mogę poznać imię mojego Pana ?
- Jam jest Ben , tak ten sławny Ben Bruce - Powiedział dostojnie , nie wiem czemu ale nie kojarzyłem go z mediów .
- Sławny ? Nie znam twojego nazwiska .
- Wiem, jeszcze nikt go nie zna ...



Mówiłam że dziwne XDD

środa, 17 lipca 2013

We're dead ....



Dobra , wyszło takie sobie ale postaram się następnym razem lepsze . Pierwszy raz piszę więc praszam za błędy wszelkiego rodzaju . Z pomysłami , jakimiś specjalnymi życzeniami na temat bloga , hejtami itd zapraszam na gg :45440078 ( Jeżu moje pierwsze opowiadanie a ja już daje namiary XDD ) zapraszam do czytania moich wypocin jak i wypocin Qń no i naszych wspólnych . Jeśli takie będą  , dodałam post 2x przez przypadek ale jedno na moim koncie , nie wiem czy jest widoczne czy nie xD ale jeśli tak to przepraszam . Dobra koniec gadania łapcie :D / Blackbirds        



Tak byłem uważany za psychicznego i mnie zamknęli ..
Wiem że Gerard nie żyje , widziałem ciało . Odczuwam tą śmierć bardziej niż inni , nie przez to że byliśmy razem ale przez to , że zginął przeze mnie . To moja wina że urodziłem się 31 października .Tak bardzo wielbił ten dzień ,a teraz jest to także data jego śmierci .. Mój kochany Gee ... Jechał do mnie ... Dla mnie .... Gdyby nie jechał tamtędy i gdyby tam nie leżało to drzewo . Nie miał szans w spotkaniu z wielką kłodą kiedy sie jeździ z taką szybkością .W dodatku bez kasku ... Jego czaszka była w bardzo tragicznym stanie ...Okropne uczucie patrzeć na swoją miłość w której już nie ma życia .. Po której została tylko skorupa ... Tylko ciało które po kilku dniach znajdzie się głęboko pod ziemią i którego już nigdy nie zobaczę .. Nie dotknę ... Nie przytulę ...Nie ma go już... Wiem to .. Już nie długo dwa lata ... A ja dopiero od kilkunastu dni siedzę w domu . Ten dom .. Przywołuje tyle wspomnień z nim związanych.. Tu się kąpaliśmy w basenie , tu graliśmy na konsoli .. Tu przebywaliśmy kiedy Gee tylko miał czas . Nie , nie mieszkaliśmy razem . Wspólnie ustaliliśmy że tak będzie lepiej ponieważ nikt o nas się nie dowie . Teraz wiem że gdyby tu mieszkał byłoby lepiej , wciąż by żył .. A ludzie i tak sie dowiedzieli . Po jego śmierci .. Zresztą po tym zdarzeniu posypało się wszystko ... Zespół się rozpadł , z tego co wiem to chłopacy nie spotykają się bo nikt nie wie gdzie są pozostali , a ja ... No cóż .. Ja trafiłem na oddział chorych na ciężką schizofrenie ... Tak , ludzie myśleli że widzę coś co nie istnieje .. Widziałem go . Jego cudne piwne oczy , piękny szeroki uśmiech i zmierzwione czarne włosy . Rozmawiałem z nim . Przemawiał do mnie tym swoim pięknym głosem . Byłem wtedy bardzo szczęśliwy . Miałem swój skarb przy sobie . Niestety nie trwało to długo .. Powiedziałem o tym nie właściwej osobie czyli Rayowi , nie wiedziałem że mnie zdradzi ... Odesłali mnie ... A on przestał mnie odwiedzać . Nie mogłem pojąć dla czego . Może sie na mnie obraził ? Za to że nie zachowałem naszego sekretu .. Nie wiem .. Ale tak bym chciał znowu go ujrzeć ... Jego piękne rysy .. Uśmiech... Oczy ... Całego mojego .. Tylko mojego .. Wszystko bym za to dał . Nawet mogą mnie zabić . Chociaż to nie byłoby złe .. Bo co to za życie bez niego ? Na pamiątkę ci ludzie którzy zabrali mi go zostawili tylko 2 paczki leków .. Jedna do połowy pusta druga jeszcze cała , nawet nie otwarta . ZARAZ !!! Może jeśli nie będę ich zażywać on mi wybaczy i wróci ! Wstałem i wziąłem pudełka , wyrzuciłem do kosza który znajdował sie w łazience . Mam nadzieje że to coś da . Było już dość późno więc skoro już tam byłem to wziąłem prysznic . Gorąca woda zawsze dawała ukojenie , czułem się już lepiej ale i tak nie było to , to samo piękne uczucie które odzywało się przy nim ... Nie czekałem długo na sen . Byłem zmęczony i to bardzo.
Obudził mnie dotyk , delikatne muśnięcie . W policzek . To był on . Mój Gee wrócił . Nie on cały , ale jego część . A dokładniej zarys , nie wiedziałem dlaczego widzę go tylko w takiej postaci ale i tak byłem szczęśliwy . Ważne że jest przy mnie . Cały dzień przy mnie czuwał i pomagał . Wiedziałem że mnie kocha , czułem to uczucie które od niego biło . Ja go obdarzałem tym samym . Ale brakowało mi jego pięknego uśmiechu , oczu w których zawsze się zatracałem i włosów które uwielbiałem mierzwić . Najbardziej tego dnia podobała mi się kolacja . Robiłem jajecznicę a on zaszedł mnie od tyłu i przytulił do mnie , uwielbiałem kiedy to robił . A on dobrze o tym wiedział . Po kolacji poszedłem z nim do mini studia w którym zawsze szukaliśmy weny .
Pograłem trochę na gitarze , kochał moją grę a ja kochałem grać dla niego . Jednak gitara męczy więc udałem się umyć , czekał na mnie grzecznie siedząc na koszu od brudnej bielizny . Poszliśmy spać . Około 23 zasnąłem wtulony w jego cudownym uścisku .
Następnego dnia obudził mnie dzwonek do drzwi . Wstałem , od razu rozglądnąłem się za Gerardem , nie było go . Kiedy biegłem zobaczyć kto zakłóca mój spokój spojrzałem ukradkiem na zegarek . Było po 12 .. Nigdy nie spałem tak długo . Byłem ciekawy kto mnie odwiedził . Kiedy otworzyłem drzwi zobaczyłem wielką blond szopę i uradowaną twarz ... Ray mnie odwiedził ... Kiedy mnie tylko zobaczył wbił do mnie do domu z czymś na rękach , z tego co widziałem to było to ciasto . Nienawidziłem go . Mój wzrok to pokazywał . Chyba to zauważył ponieważ zwiesił głowę . Stać mnie było tylko na jedno zdanie a mianowicie :
-Wypierdalaj sukinsynie !
A on na to bezczelnie popatrzył mi się w oczy i powiedział że było to dla mojego dobra . Miałem ochotę złapać go za koszulę i pierdolnąć o ścianę . Ale po raz kolejny kazałem mu wypierdalać . Na co on stwierdził że gdyby mnie wyleczyli to bym mu jeszcze podziękował i pewnie nawet nie zażywam leków . Tego już nie wytrzymałem . otworzyłem drzwi i z zaciśniętymi pięściami bardzo głośno i wyraźnie powiedziałem jedno cudne słowo :
-SPIERDALAJ.
Wyszedł mówiąc pod nosem że zawiadomi odpowiednie służby o moim stanie . Miałem to w dupie . Liczył sie tylko Gee , który na marginesie mi gdzieś zniknął . Postanowiłem go poszukać . Znalazłem go . Leżał na kanapie . W całej swojej cudnej okazałości . Posiadał już swoje piękne czarne włosy , piwne , wesołe oczy i namiętne , pełne usta , które układały sie w doskonały uśmiech . od razu do niego pobiegłem i wtuliłem sie . Rozmawialiśmy przez kilka dobrych godzin oglądając głupkowaty teleturniej , nawet nie wiem o co w nim chodziło . Liczył sie tylko on . A ja w tamtym momencie byłem najszczęśliwszą osobą na świecie . Około 16 poszliśmy pokąpać się w basenie .Było świetnie . Bardzo mi tego brakowało. Jak za starych dobrych czasów . Potem ugotowałem omlety , on nie był głodny więc zjadłem sam . Niestety trzeba było posprzątać dom . Nienawidziłem tego robić ale no cóż trzeba było to kiedyś zrobić . Około 22 wszystko było w miarę ogarnięte a ja poszedłem się umyć wraz z moim ukochanym . Tej nocy spaliśmy na kanapie ponieważ oglądaliśmy horror w salonie . Przy nim bardzo szybko zasypiałem więc nawet nie wiem kiedy obudziły mnie promienie słońca . Wstałem a go znowu nigdzie nie było , pewnie siedzi w pokoju na piętrze . Rzeczywiście , nie mogłem się powstrzymać. Podbiegłem do niego i mocno się wtuliłem.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi , a potem dzwonek . Wyjrzałem przez okno . Tam stała kobieta. Znałem ją. To ona przepisała mi te durne tabletki. Nienawidziłem jej. Słyszałem , że woła iż musimy porozmawiać i że wie że jestem w domu . Wtedy Gee do mnie przemówił :
- Oni chcą Cię znowu tam zabrać.. Znowu chcą mnie Ciebie pozbawić!- powiedział a po jego policzku spłynęła łza . Nienawidziłem kiedy płakał bo wtedy mi się też robiło przykro. Ale szybko zdecydowałem i mu to oznajmiłem:
-Nigdzie nie idę , Skarbie .
- Ale wiesz , że oni nie dadzą Ci spokoju . –Dalej bił od niego smutek ale trochę się rozchmurzył. - Wiem , ale mówi się trudno .
- Frank ? - Na jego twarzy pojawiła się niepewność
- Tak , Gee ?
- Mam pomysł , ale zamknij oczy – Wziął mnie za rękę , była bardzo zimna.Moje powieki posłusznie się zamknęły .Nagle poczułem wiatr który smagał moją twarz . I wtedy on nakazał mi otworzyć oczy . Nie wiem jak to możliwe ale znaleźliśmy się na klifie . Było tam pięknie , pod nami woda uderzała o ostre skały a nas otaczały krzewy i drzewa . Nie mogłem nacieszyć oczu tym cudnym widokiem . Wtedy Gerard stanął przede mną i wskazując na wodę pod nami zapytał :
- Skaczemy ? - Byłem zbity z tropu , nie wiedziałem po co mamy skakać i opuszczać to cudne miejsce .
- Dlaczego ? - Wtedy na jego twarzy zaistniał ten jego piękny uśmiech. - Wtedy będziemy już na zawsze razem . - Dla tego uśmiechu byłem w stanie zrobić wszystko i jeszcze wizja całego życia z nim ...
- Dobrze , zróbmy to .
- Więc weź mnie za rękę i na trzy.
Raz...
Dwa...
Trzy!!!
****
Zostałam zawiadomiona o tym że mój pacjent , a mianowicie Pan Frank Iero nie bierze leków , więc musiałam to sprawdzić . Podjechałam pod jego dom , i zapukałam do drzwi . Usłyszałam odgłosy więc wiedziałam już ,że był w domu . Wtedy zawołałam że wiem że jest w środku i żeby lepiej otworzył . Wtedy zauważyłam dzwonek . Zadzwoniłam . Czekałam dobre kilka minut kiedy naglę coś uderzyło z okropnym hałasem w coś metalowego . Pobiegłam zobaczyć co to . I wtedy to zobaczyłam ... To on , mój pacjent . Leżał na kontenerze na śmieci a z jego ciała leciała krew . Chciałam ustalić co się stało . Zaczęłam sie rozglądać . I zobaczyłam że okno w górnej części domu jest otwarte ... Już wiedziałam, że nie przeżył .. Wyskoczył przez okno .. Popełniając samobójstwo . Nie zostało mi nic innego jak zadzwonić po policję .

Frerard I

  
      Bry.  Dopiero zaczynam jako tako pisać , więc na wstępie przepraszam za wszelkie błędy.  Nie wiem czemu Frerard jako pierwszy. Jakoś tak , nagle wpadłam na pomysł i pisałam jak zwykle w środku nocy , dlatego jest z lekka dziwne i psychiczne. Tak wiem , krótkie. Będą coraz dłuższe. Raczej. Tak więc , jeszcze raz przepraszam i proszę o wskazówki co do pisania , wytykanie błędów i tak dalej xD ~Qń


  Na ulicach dziwnym trafem panował porządek. Nikt nie zakłócał nocnego milczenia miasta. W parku nie siedziała nawet jedna para, a bezdomni wyjątkowo nie hałasowali w śmietnikach. Księżyc mocno oświetlał każdy zakamarek. Jedyną osobą która doceniła tą idealną ciszę , był młody chłopak idący środkiem pustej ulicy. Szedł zapatrzony w księżyc który był tej nocy w pełni. Jego cały czarny strój idealnie krył go w półmroku. Sam nie wiedział gdzie idzie. Prowadziły go nogi. Myślami był zupełnie w innym miejscu. W miejscu z którego uciekł na co nocny spacer. Marzył o chłopaku. O właścicielu swojego serca. We Franku Iero zakochał się przy pierwszym spotkaniu w szkole. Znalazł jego klucze drugiego dnia szkoły na schodach. Spędził przez to trzy godziny pod jego pokojem .Ale nie żałował tego czasu. Frank wtedy zaprosił go na chwilę do siebie. Tamtego dnia wierzył, że mogą być razem. Potem to się zmieniło podpadł trzem chłopakom z klasy , bo nie chciał im pomóc w zdobyciu odpowiedzi ze sprawdzianu, więc postanowili go ujebać. Rozpowiedzieli na całą szkołę , że zaliczył nauczycielkę od gitary w pokoju nauczycielskim. A to nie była przecież Pani Stone tylko dyrektor. I nie w pokoju nauczycielskim tylko w gabinecie dyrektora. Jakoś musiał się przecież dostać do tej szkoły.. Tak czy siak przez te plotki Iero zaczął go ignorować. Nie był może taki chamski jak inni ale no.. Zostawił go. To bardzo bolało.
   Nogi bezszelestnie zaprowadziły go do najlepszego miejsce na topienie smutków. Żelazna Dziewica była jedynym miejscem w mieście któremu daleki był spokój i cisza. W Żelaznej zawsze panował chaos .
   Chłopak delikatnie pchnął drzwi. Jego twarzy dotknęło ciepło wnętrza i wymieszane zapachy wina, piwa i wódki. Jak zwykle prawie wszystkie miejsca o tej porze zostały już pozajmowane. Skierował się jak zawsze w stronę baru. Dostrzegł 2 wolne miejsca. Usiadł między krótko obciętym blondynem, a barczystym brunetem. Podszedł do niego jeden ze znajomych barmanów. Zamówił duże piwo. Jak za każdym razem na koszt właścicielki klubu. Chwilę później powoli pił schłodzony alkohol ze szklanej butelki idąc na swoje stałe miejsce - kanapę w rogu sali. Po drodze co parę kroków zatrzymywali go tani chłopcy. Żelazna Dziewica zawsze pełna była napalonych męskich dziwek.
   Jego ulubiona kanapa zajęta była przez jakiegoś chłopaka. Nie patrzył nawet czy był  ładny. Nie interesował go tym razem sex. Tego dnia przyszedł odpocząć. Po prostu usiadł na przeciwnym końcu i włączył durną gierkę na Iphonie , jednocześnie powoli delektując się smakiem alkoholu.
-Gerard , dobrze pamiętam?
Chłopak nerwowo obejrzał się w bok. Jego sąsiad siedział o wiele bliżej. Dopiero teraz poznał tą twarz, te oczy i głos. Poczuł jak do jego głowy napływa krew, a wszystkie mięśnie sztywnieją.
-Tak. Co tu robisz , Iero ?
Głos delikatnie mu zadrżał przy zadawaniu pytania. Pierwszy raz tak się stresował. Łatwiej było przelecieć, dyrektora niż rozmawiać z Frankiem. Na nikogo wcześniej nie miał aż takiej ochoty. Nie spodziewał się tu nikogo ze szkoły . Tym bardziej jego .Co robiłaby tu osoba która jest hetero?
-Hmm, a co robi się w takich miejscach? –Zapytał go spokojnym głosem. Działał on na niego zawsze tak samo - wywołując na jego twarzy wielki uśmiech.
-Można pić , flirtować , szukać kogoś chętnego na sex czy na rozmowę - Mówiąc to jednocześnie szerzej się do niego wyszczerzył. Jego mina wskazywała jedynie zadowolenie .